Uroczystość ciągnęła się niemiłosiernie, a ja miałam w głowie tylko to, żeby nie potknąć się o tern mojej wyjściowej sukni. Jakoś udało mi się dobrnąć do końca ciągnącej się w nieskończoność uroczystości. Po niej szybko udałam się na górę do mojego pokoju i ściągnęłam z siebie wszystkie fatałaszki rzucając je w nieładzie na łóżko, po czym zbiegłam po krętych schodach na dwór dołączając do Cadence na placu zabaw. Po chwili huśtałyśmy się rozmawiając:
- Cadnece?
- Hmmm...?
- Też tak cię nużyła ta ceremonia?
- Wiesz uroczystość jak uroczystość, ale pod koniec miałam już serdecznie dość.
Obie zachichotałyśmy huśtając się coraz wyżej.
- Luna, wiem co będziemy robić! - wykrzyknęła nagle Cadence, a ja popatrzyłam na nią z wyczekiwaniem.
- Chodźmy upiec babeczki! - dokończyła, a ja pokiwałam głową z entuzjazmem.
- A jak nam wyjdą to poczęstujemy Tię i rodziców!
(Cadence? Idziemy piec? :D)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz